2.06.2013

.


Przyszło lato. A raczej przychodzi. Bo najpierw rano piździ, potem w dzień jest upał a na koniec, jak człowiek wraca to leje. No kurwa, jak tu nie lubić wiosny, prawda?
Chciałem zacząć od myśli, która wpadła mi do głowy pod prysznicem. Ale uznałem, że nie nadaje się na start. No a jak teraz o tym myślę, to nie jest to w zgodzie z myślami, które obecnie mi się po głowie klekocą.

Jestem zły. Dawno nie byłem. Nie wiem co było przyczyną, że się taki stałem, wiec co się na to składało. Od deszczu za oknem (choć wyglądał ślicznie przez drzwi balkonowe), nieudane połączenie alkoholu, po brak dotrzymywania słowa, kręcenie z oddawaniem kasy aż po tragiczne potyczki w CoDzie. I już gdy myślałem, że da się to załagodzić to się nie stało.
Ja nie wiem, jak mogę ciągle w to wierzyć, wyczekiwać; cokolwiek.

Jestem trudny, a przez to nie mam wiele osób na około. Problem się zaczyna jak chciałbym się po prostu nawalić albo dobrze porżnąć. Najczęściej nie trafiam w dostępne dni zarówno do jednego jak i drugiego. A właściwie nie trafiam na dobre dni. Bo ochotę mam na porządne (jedno i drugie) a dostaję ot takie byle było.
Mam dość zadowalania się byle czym, ale nie będę w ogóle się tego pozbawiać. Bo nie umiem, nie że nie chcę.

Zapalę papierosa, zrobię sobie dobrze, potem cuba libre.
Nie można polegać na ludziach.
W niczym.