Chyba wychodzi na to, że piszę w momencie jak mi źle. Lecz
czy nie po to te internetowe substytuty pamiętników zostały stworzone? Chciałem
napisać dzienników, ale przecież nigdy nie udało mi się pisać regularnie dzień
w dzień dłużej niż przez kilka dni.
Więc tak, żyję. Co więcej, wysłałem sygnały. Dwa. Nie wiem
czy zostaną odebrane. Czas pokaże.
Zmieniłem mieszkanie.
Miasto.
Kogoś obok.
Można napisać, że pracę też.
Więc co jest nie tak?
Wszystko potoczyło się pozornie tak jak chciałem. Przeniosłem
się awansując. Pensja powyżej średniej krajowej. Mieszkanie, z które widok
roztacza się ponad blokami. Szef, który nie wkurwia a wręcz jest normalny. Ludzie,
z którymi nie muszę rozmawiać za dużo w pracy, bo różnymi rzeczami się
zajmujemy, mimo, że jesteśmy w jednym teamie.
Nie popalam już, mimo, że zima czasem jeszcze o sobie
przypomina. Nie, nie przestałem jej lubić. I tak, zapaliłbym teraz, zwłaszcza,
że za oknem jest biało a ciszę przecina tępy werbel ze starego albumu RZA.
Niemniej, mimo, że popalanie zostało zaprzestane, moja
kondycja pozostawia wiele do życzenia. Od kilku miesięcy, będąc dokładnym od
jakiś siedmiu, oszukuję się, że wezmę się za siebie. Śmieszne, lecz z racji
faktu, że tego nie robię to mam wyrzuty sumienia.
Tak jak pojawiają się one gdy myślę o moim zwierzu. Niby królik,
niby głupi a prawda jest tak, że jak czasem patrzę na tą mordę chińskiego
zwiadowcy to czuję jak w środku się topię. To niesamowite jak niby tak nie
pozorne zwierzę potrafi oddziaływać na człowieka.
Powoli spełniam marzenia. Ibiza – trochę rozczarowała,
trochę wyryła nożem w głowie „wróć”. Wrócę, o wiele lepiej przygotowany,
mądrzejszy o doświadczenia zdobyte na dziewiczym pobycie.
Po kilku latach zmiana podzespołów w Maleństwie. Za dużo
pieniędzy i jak o tym myślę, to nie wiem czy byłby w stanie teraz tyle na to
wydać. Pociesza mnie jedynie myśl, że na pięć lat (co najmniej) mam spokój.
Wypiłem dużo piwa. Dużo chujowego ale zdążały się
perełki. I choć czasem wątpię w to co robię to czasem ktoś, kogo nie znam,
napisze, że dzięki mnie kupił coś dobrego. Albo nie kupił czegoś, co uznałem za
niedobre. I wtedy to daje poczucie, że jednak to co robię ma sens i mimo
niskiego odzewu, patrząc na konkurencję, to warto to robić. Oczywiście
jednocześnie sam sobie robię pod górkę i idę pod prąd oraz nie wykupuję (na
razie!) reklamy. Choć myślę o zmianie swojego podejście w kwestiach
marketingowych.
Mam nadzieję, bo w końcu wypadało by to ogarnąć, że w
marcu zrobię prawo jazdy. Bujam się z tym stanowczo za długo. Tyle samo co z
formą. Ale to nic, bo od prawie dwóch lat nie wyrobiłem sobie nowego dowodu. Bo
przecież się nie pali, mam czas, wstawić tu można jeszcze wiele.
Tak więc odkładanie wszystkiego na później – w tym nadal
jestem mistrzem.
Takie wypluwanie z palców na tą wirtualną kartkę –
zapomniałem jakie to jest terapeutyczne? To chyba właściwe słowo. Więc jest terapeutyczne.
Zwłaszcza jak tak długo nie pisałem.
No dobrze, ale wygląda, że trochę uciekam od początku; od
faktu, że piszę wtedy jak jest źle. Nie jest inaczej, robię to pół świadomie.
Myślę jak to ugryźć.
Za dużo myślę.
Ale to mam nie od dziś. I pewnie już ze mną pozostanie na
zawsze.
Nie napiszę teraz. Muzyka, jak zawsze, zmieniła moje
myśli. Nie czuję tego teraz co ostatnio. Czuję, że to ciągle jest ze mną, lecz
na razie zepchnięte na bok.
Niech tak na razie zostanie. Bo skoro zmusiło mnie do
powrotu to raz dwa nie zniknie.
Wrócę tu.
Oboje to wiemy.
brak komentarzy
OdpowiedzUsuń