31.08.2013

Sen numer sześć.



Miałem dziś dziwny sen. Obudziłem się w jego środku, w kulminacyjnym momencie. Przez pierwszą chwilę ciężko było oddychać. Wiedziałem, że już jestem w „normalnym” świecie a mimo to scena którą przed chwilą śniłem, przewijała mi się w głowie. Fakt, za długo nie spałem, do tego kofeina w żyłach na pewno nie wpłynęła dobrze na spanie.
Przestraszyłem się. Sen był taki realny, różnił się tylko subtelnymi niuansami, jak ubiór, w którym głównego obiektu mych sennych majaczeń nigdy raczej nie zobaczę. Ale ładunek emocjonalny był silny. Dokładnie pamiętam zmieniającą się twarz, z takiej butnej i pewnej, choć taka nie powinna być, na drżącą całą z oczami i policzkami mokrymi od łez.
Nie pamiętam nic innego oprócz jakiś trzydziestu końcowych sekund. Nie był to sielankowy film mózgu, do którego chce się wracać. Było napięcie, smutek, żal, pretensje, niedowierzanie i jeszcze sporo innych rzeczy. Jednak chciałem być tam znów. Chciałem przekonać się czy pęknie, tak do końca. Bo sprawiłem, że z twardej i zdecydowanej zamieniła się w nie do końca wiedzącą co robi ale jednocześnie zdającą sobie sprawę, że boli.
Jednak nie zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz